Oto Twoje gardło. Ma przeciętnie 13 cm długości, jest mniej więcej dwa razy dłuższe od twojej jamy ustnej i potrafi się… skracać! Kiedy łykasz, mówisz czy śpiewasz, skraca się od dołu ku górze o około 3 centymetry. Można więc powiedzieć, że kiedy łykasz, ono skacze z radości na myśl o tych wszystkich wędrujących nim pysznościach. A kiedy śpiewasz – Twoje gardło, Twój najwierniejszy muzyczny towarzysz – tańczy do Twojej wokalistyki. Wspaniale! Dzięki temu zawsze masz partnera do pląsów.
Największą jego zaletą jest umiejętność transportowania pysznej, nadziewanej szczęściem i satysfakcją, malinowej czekoladki prosto do żołądka.
Największą jego wadą jest robienie tego na zmianę z oddychaniem, przez co zdezorientowany organizm czasami próbuje łykać powietrze i wdychać czekoladę. A to nigdy nie wychodzi nam na zdrowie.
Albo to, albo to
Najbardziej zadziwiające w gardle jest to, że potrafi pełnić dwie funkcje, chociaż NIGDY nie jest w stanie pełnić ich jednocześnie. Mam tu na myśli bycie autostradą dla jedzenia i dla powietrza.
Pokarm zstępuje z jamy ustnej do przełyku. Natomiast powietrze podróżuje z jamy nosowej do krtani (i z powrotem). Obie te drogi krzyżują się w gardle. Cały system jest tak przewidziany, żeby wszystko działało gładko, spójnie i bezproblemowo. Jednak każda osoba, która zachłysnęła się wodą wie, że niestety nie jest to system działający perfekcyjnie.
Czy moglibyśmy zrobić to inaczej?
O co tam chodzi? Czemu to jest takie skomplikowane i dlaczego procesy, które mają za zadanie utrzymać nas przy życiu, mogą być potencjalnie śmiertelne?
Problemy zaczęły się, kiedy zachciało nam się postawy wyprostowanej: nasza szyja stała się przez to dłuższa i ustawiła się bardziej centralnie pod czaszką niż z tyłu (jak to jest np. u innych naczelnych czy choćby u kotów). Przez to nasza nagłośnia zstąpiła niżej i wysunęła się z jamy gardłowo-nosowej. Właśnie dlatego mechanizm zabezpieczający drogę pokarmową jest tak skomplikowany i czasem zawodzi. Jednak… jak to bywa w naturze: “nic za darmo, ale też nic po nic”. Nie możemy już jeść i oddychać w tym samym momencie, ale za to potrafimy mówić, bo właśnie te zmiany ewolucyjne w spowodowały, że byliśmy w stanie wykształcić mowę artykułowaną. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie ten argument całkiem przekonuje, nawet jeśli przez ułamek sekundy, podczas ciamkania czekoladki, nie jestem w stanie wziąć oddechu.
Czekolada w gardle
No właśnie, to wróćmy do tej malinowej czekoladki. Ćmokam ją sobie entuzjastycznie, mielę w buzi i językiem rozsmarowuję po wszystkich kątach, żeby jak najdłużej móc cieszyć się malinowymi aromatami (przymykam aktualnie oko na to, że są “identyczne z naturalnym”). Szczęki się zwierają, a usta mam szczelnie zamknięte. I teraz czas na pierwszą anatomiczną niesamowitość, której zadaniem jest nie dopuścić do tego, żeby moja czekoladka trafiła do płuc.
Oto, co właśnie się dzieje: mięśnie łuków podniebiennych i mięśnie dna jamy ustnej kurczą się. Ten ruch pociąga za sobą kość gnykową. A za kością gnykową, wiernie i bez zastanowienia, podąża krtań. Przez to obie te struktury zostają przesunięte do przodu i ku górze, gdzie wsuwają się pod język (oczywiście nie bezpośrednio pod mięsień znajdujący się w Twojej buzi, nie wsuwają się pod język tak jak gorzka pigułka przepisana przez sympatycznego pediatrę).
Jak działa gardło?
Dobrze, krtań została pociągnięta do góry – dzięki temu droga oddechowa jest zamknięta, światło gardła otwarte, a malinowa czekoladka widzi światełko w tunelu. Mięśnie dna jamy ustnej cały czas pracują i wywierają tym ciśnienie na język, który przyciska moją mailową pyszność do podniebienia. I teraz robi się ciekawie, bo uruchamiają się dwa Twoje mięśnie: gnykowo-językowy i rylcowo-językowy, które pociągają język do tyłu, przez co czekoladka zostaje przesunięta do gardzieli. Cieśń gardzieli na ułamek sekundy otwiera się, malinowe wspomnienie gładko ją mija, po czym następuje błyskawiczne odcięcie drogi powrotnej. W razie, gdybym chciała podelektować się mieszaniną kakao i soczystych owoców nieco dłużej, to moja anatomia mówi mi “nie”. Połykania nie da się cofnąć (a ja myślę sobie: “no i cóż, trzeba sięgnąć po kolejną czekoladkę. Nie chcę, ale mnie do tego zmuszono”).
Czy ktoś tu nie wierzy w mój zdrowy rozsądek?
Natura jest jednak pełna sceptycyzmu i w kwestii malinowych czekoladek nie ufa mojemu zdrowemu rozsądkowi. A co, jeśli bym chciała trochę ją potrzymać w nosie, bo a nuż wpadłam na głupi pomysł, żeby ją sobie pożuć, potem przesunąć w górę, do nosa, żeby sobie powąchać, potem jeszcze trochę pożuć, a na końcu – być może, bo jeszcze nie zdecydowałam – połknąć? To czy mogłabym przeprowadzić taki zabieg?
Ano nie, bo jak już napisałam, matka natura nie pokłada zbyt wiele nadziei w moim zdrowym rozsądku, jeśli sprawa tyczy się czekoladek (nie będę się na to gniewać. To słuszna postawa). Dlatego podczas przełykania droga do jamy nosowo-gardłowej jest odcięta: podniebienie miękkie podnosi się, ustawia poziomo (wooow, nie wiedziałam, że moje podniebienie umie takie sztuczki!) i styka się z tylną ścianą gardła. I koniec – żadna czekoladka nie przejdzie. A wszystko w myśl zasady “oddychamy albo jemy. Nigdy oba naraz”.
Co ciekawe, w chwili, gdy kęs styka się z cieśnią gardła, w żaden sposób nie możemy już kontrolować połykania. Odbywa się odruchowo i jest bardzo silne – zanika dopiero w głębokiej narkozie.
Ale czy to w ogóle działa?
Całkiem sporo tych mechanizmów ochronnych: w czasie łykania nagłośnia przechyla się ku tyłowi i zamyka wejście do krtani. Krtań zostaje przesunięta pod język, żeby otworzyć cieśń gardzieli. Podniebienie miękkie ustawia się poziomo i odcina drogę do nosa.
I pomimo tylu procesów ochronnych, ja i tak zakrztuszam się jarzynową zupą, łykiem zimnej wody czy nadmiernie pewnym siebie tiktakiem.
Jesteśmy wspaniali, to prawda. Ale niedoskonałość jest w nas wpisana równie silnie jak nasza niepowtarzalność.
Nowy plakat przedstawiający Mięśnie Gardła i Języka możecie zamówić tutaj
Do 26 sierpnia jest dostępny w niższej, przedsprzedażowej cenie!